Relacja Kristiny Rosenberg Mejlby, członka Stowarzyszenia „Rodzina Więźniarek Niemieckiego Obozu Koncentracyjnego Ravensbrück” z udziału w Uniwersytecie Letnim w Ravensbrück 1-6 września 2019 roku
Tekst nie był redagowany, zamieszczony tekst jest autorski, napisany przez Polkę, która od ponad 40 lat mieszka w Danii.
Ja, Kristina Rosenberg Mejlby przyjechałam na letni obóz do Ravensbrücka, w niedzielę 1 września 2019, żeby uczestniczyć w Europäische Sommer-Universität, który miał trwać aż do 6 września. Cieszyłam się na spotkanie z Marysią Borzecką, którą wcześniej spotkałam na wycieczce autobusowej do Ravensbrück, w kwietniu 2019.
Ona tak jak i ja dostała miejsce w domu aufzejerek, w tym trochę odstraszającym, biało-brązowym budynku, z niemiecką nazwą: „Linden.” Moja matka Barbara nie spała akurat w tym nie ciekawym gmachu, jak przyjechała do obozu, jako 17-letnia, 23 maja 1942 roku, i przymusowo musiała pracować w tkalni, aż do ewakuacji, do 23 kwietnia 1945 roku.
Chcę opisać tobie, drogi czytelniku, moje najintensywniejsze przeżycia, podczas pobytu w Ravensbrück. One na zawsze będą zakotwiczone w mojej pamięci.
Jak tylko rozłożyłam bagaże w pokoju, wyleciałam na dwór bo wiedziałam, że czeka mnie kawa i ludzkie towarzystwo. Przy takim domeczku, starej stacji benzynowej, kiedyś to było dla SS-manów, tam ukazała się pani Anat Bratman–Elhalel z Izraela, dyrektorka Archives Ghetto Fighters’ House, miła, skromna osoba, nie wysokiego wzrostu, ze smutną twarzyczką i jasno piwnymi oczami.
Rozmawiałam z nią wszystkiego parę dobrych razu, jedno z naszych spotkań było przy jeziorze, tam gdzie kobiet spalone ciała wysypywali.
Nie zapomnę Anat wykładu: Konsolidacja Kolekcji Ghetto Fighters’ House.
To było 3 września, ona opowiadała o powstaniu Ghetto Fighters House Collection (po żydowsku: Lohamei HaGeta’ot,) po polsku: Dom Bojowników Getta.
Anat Bratman-Elhalel pracuje w archiwum GFH jako archiwistka, przez ostatnie osiem lat. Jak chcesz mieć z tą panią kontakt, proszę pisz na jej maila: anatb@gfh.org.il
Anat mówiła o początkach powstania Domu Bojowników Getta, o jej wczesnych staraniach się o lokale, i o różnych rodzajach posiadanych materiałów. Ten dom znajduje się w samym sercu kibutza, zbudowanego przez ocalałych z Holokaustu ludzi, zaledwie cztery lata po zakończeniu wojny. Ta drobna pani opowiadała nam o kluczowych postaciach z tego archiwum, m.in. o Miriam Novitch, pierwszej kustoszce muzeum, i o autorce Sara Shner, obie kobiety przeżyły zagładę Żydów, dlatego chciały stworzyć zbiory archiwalne, obie wywarły nacisk na upamiętnienie Holokaustu, w Izraelu. Spośród licznych eksponatów, dokumentujących nazistowskie obozy, zaprezentowała Anat nam parę unikatowych objektów, wykonanych przez młode Żydówki. Używając te przedmioty– np. pamiętnik napisany przez młodą kobietę, i inne dzieła sztuki, tworzone potajemnie, Anat Bratman-Elhalel starała się zrozumieć, co skłoniło więźniarki do stworzenia tych przedmiotów i dlaczego one je tworzyły. Objekty są teraz w Archiwum Domów Bojowników Getta.
Szczególnie dotknęła moje serce, całkiem głęboko, historia o pani Miriam Novitch, żydowskiej komunistce ur. w 1908, zmarłej w roku 1990. Zostałam poruszona słowami Miriam, która przy pomocy ust, siedzących na łagodnej twarzy Anat, wypowiedziała się tak, wiele lat temu:
”Chcę kolekcjonować łzy żydowskich ludzi!”
Nie zapomnę słów Miriam, która poświęciła się pracy, nawet odeszła od swojej córki, dla dobra innych spraw, tak mi powiedziała pani Anat, jak sobie ponownie stałyśmy, przy tej starej stacji benzynowej i piłyśmy, każda z nas, swoją własną czarną kawę w białych filiżankach. Obie byłyśmy wolne, bez obecności przy nas żadnych SS-manów, akurat w tym samym miejscu tankujących benzynę, podczas wojny.
Novitch urodziła się w Yurtishki w Białej Rosji. Studiowała w gimnazjum w Wilnie oraz w Wyższej Szkole Języków Europy Wschodniej. Przyjechała do Francji przed II wojną światową i jako francuski bojownik oporu została zaaresztowana w czerwcu 1943 roku i przywieziona do obozu Vittel, we Francji.
Doświadczenie cierpień w obozie, było punktem zwrotnym w życiu Novitch w „kwestii żydowskiej”. Zaczęła intensywnie identyfikować się z judaizmem i zwróciła się do syjonizmu, który wcześniej odrzuciła. Nazwała swoją pracę za:
„Dzieło swojego życia i za misję zachowania pamięci, o zamordowanych Żydach europejskich.”
Po wyzwoleniu obozu przez Amerykanów w 1944 r. poświęciła życie badaniom Holokausta. W 1946 r. Novitch przeniosła się do Erez w Izraelu, wraz z Zivią Lubetkin i Icchakiem Zuckermannem, ocalalonymi przywódcami i innymi żydowskimi partyzantami, z powstania w getcie warszawskim, z roku 1943. Oni wszyscy stali się mieszkańcami kibutza: „Bojownicy getta.” Miriam stała się założycielką kibutza ”Loḥamei ha-Getta’ot,” i razem z jego członkami, chciała pokazać opór Żydów przeciwko nazistom przez „podkreślenie ich odwagi, duchowego triumfu i niesamowitej siły, ocalałych z Holokaustu. Jako pierwszy kurator tego muzeum, zebrała Novitch wiele prac artystycznych, przedstawiających zagładę ludzi, a także dzieła sztuki utworzone na miejscu, w obozach koncentracyjnych, przy pracy przymusowej, w kryjówkach i w gettach. Pani Novitch działania sprawiły, że Muzeum Domu Bojowników Getta stał się jednym z najstarszych i największych dzieł sztuki, ogromnej kolekcji z całego świata, z naciskiem na pojęcie: Holokaust.
Miriam była także pionierką w kolekcjonowaniu filmów o Holokauście. Przywiozła do muzeum materiały archiwalne z Europy Wschodniej i Zachodniej, gromadziła materiały w Polsce, w Niemczech, Czechosłowacji, Hiszpanii, Belgii, we Włoszech i w Szwajcarii. Wkrótce po II wojnie światowej przeprowadziła pionierskie badania dotyczące obozu zagłady w Sobiborze, też badała los greckich Żydów co przeżyli Holokaust. Miriam zajmowała się też, kiedyś przeprowadzoną konfiskatą, sztuki żydowskiej. Była wzorem dla wielu młodych naukowców, pomagała im w szukaniu stypendiów i w badaniach naukowych. Odbyła wiele podróży do Europy, w wczesnych latach po Holokauście, kiedy badania były trudne i kraje zamknięte na takie inicjatywy.
Novitch ukształtowała określenie Oporu Duchowego, opisywała motywację artystów do pracy, podczas ich ciemnych chwil. Opór Żydów jest znaczący i warty badań, ponieważ wykazuje wyjątkowe cechy ludzkości, w wyjątkowo nieludzkich sytuacjach.
Po wykładzie Anat zadzwoniłam do mamy, bo przewodniczka, która nie tylko mnie, prowadziła po obozie, oznajmiła mi, i bardzo byłam zdziwiona, że nie było komory gazowej akurat w tym miejscu, o którym mama mi opowiadała, i które już przełożyłam pisemnie do książki. Podczas naszej rozmowy stałam przy takich okrutnie wielkich drzwiach obozowych i mama opowiadała mi to do ucha, co opisała mi wcześniej, wszystko o tej komorze gazowej. Według jednego, młodego, polskiego pana, archeologa z Oświęcimia, z którym wczoraj rozmawiałam, przy domu aufzejerek, on twierdził, że ta komora gazowa o której mama mówi, mogła być wysadzona w powietrze, zaraz przed wyzwoleniem obozu, przez Rosjan. Ten miły pan, z oczami w kolorze morza, powiedział mi, że mamy opis gazowni pasuje z tym, co mogło zaistnieć w rzeczywistości, na terenie obozu.
Opisałam mamy dzieciństwo, jej trzyletni pobyt w obozie, jako pracownicy w tkalni, jej doświadczenia przelałam do mojej książki: ”Barbara z Ravensbrücka.” Za niedługo będzie ona wydana przez jeszcze nieznane mi wydawnictwo. Chociaż mieszkam w Danii 48 lat, napisałam tą książkę po polsku, ona jest poprawiona przez panią Magdę Rodak, tak dobrą redaktorkę.
Proszę drogi Czytelniku przeczytać, mamy krótką opowieść o gazowni, z dnia 5 września 2019 roku:
„Często chodziłam do łaźni, która była blisko tej dużej, głównej bramy, ciemno zielonej w kolorze. Jak wychodziłam z łaźni, od razu widziałam po drugiej stronie, około 6 metrów od niej, że tam stała ta komora gazowa, która była górką, budyneczkiem okopanym w ziemi, też przykrytym piaskiem z góry, i tam rosły malutkie, cieńkie brzózki.”
Mamy opowieść pasuje z opowieścią tego polskiego pana archeologa, on mówił, że Niemcy przykrywali z góry budynki, i inne miejsca, mi.in. drzewami, żeby nie można ich było widzieć z samolotów.
Po rozmowie z mamą, poszłam do biura pani dr. Sabiny Arend, kuratorki Muzeum Ravensbrück, o ciemnych, pięknych włosach, żeby porozmawiać z nią o tej komorze gazowej, ona słyszała o tej nowej wersji od pani przewodniczki. Nagrałam mój głos w biurze Sabiny, mówiłam na temat gazowni w Ravensbrücku, i jak mama to dobrze zapamiętała. Sabina zachowała nagranie w swoim archiwum. Do tej pory myślała, że komora gazowa stała nie przy tym wielkim wejściu, przy tej straszliwej bramie, lecz na zewnątrz, koło krematorium, nie tak daleko od jeziora.
Przez pięć dni pobytu w Ravensbrücku, był tam ogrom wykładów i work-shopy.
Z wielką przyjemnością posłuchałam wykładu tak przytulnej kobietki Barbary Oratowskiej, z Muzeum Martyrologii ”Pod Zegarem” w Lublinie, ona tak przejrzyście, przy pomocy swoich mądrych, błękitnych oczu i jasnych włosek, opowiadała o więźniarkach z Ravensbrücka, od których Muzeum dostało różne artefakty i listy, mówiła o zbiorach muzealnych które przejęła od tych kobiet.
Po drodze do stołówki rozmawiałyśmy o bohaterstwie więźniarek. Moja mama była, dopiero teraz o niej tak, pierwszy raz w życiu pomyślałam, że mama należała do jednych z nich.
KONIEC.