ANNA JEGLET, nr obozowy 7255 (siostra WALERII WYPIÓROWEJ, nr obozowy 7254)

Urodzona 15.07.1897 r., córka Jana Gonciarczyka i Wiktorii z d. Szpak, starsza siostra Walerii Wypiórowej.

Fakt wspomnianego aresztowania Walerii, związany był z przyjazdem jej siostry Anny, która przed wojną wyszła za mąż za kpt. Michała Jęgleta z 16 pp. (ur. 31.08.1899 r.). Jego ojciec był zarządcą ogrodów księcia Sanguszki.
Ponieważ w okresie międzywojennym oficerowie mogli żenić się tylko z wykształconymi kobietami a Anna miała jedynie podstawowe wykształcenie (oraz nieprzeciętna urodę), uzasadniała swoje pochodzenie ziemiańskim rodowodem swojej babki Szpakowej.
Ich ślub odbył się wcześniej niż Walerii. Anna była potem chrzestną matką Halinki. Jęglotowie mieli dwóch synów: Jerzego i Władysława (młodszego o 5 lat od Halinki). Małżeństwo na krótko zamieszkało w Tarnowie, potem w Bydgoszczy i w Krakowie-Krowodrzy, by tuż przed wojną znaleźć się w Równym.
Według wspomnień Halinki (która dwukrotnie odwiedziła z mamą Jęgletów), Równe było na początku ich odwiedzin bardzo zaniedbanym miastem (z drewnianymi chodnikami). W czasie drugiej wizyty stwierdziła już betonowe obrzeża i chodniki. Mąż Anny poszedł na wojnę, a w Równym została Anna z synami. Po jakimś czasie ostrzegł ich b. ordynans męża, że nazajutrz będą wywozić Polaków na Sybir. Anna zabrała więc synów i mały bagaż, nieco biżuterii i wyjechała pod Przemyśl. Tam, za odpowiednią cenę została z dziećmi przeprowadzona przez San (w bród) i przyjechała do Tarnowa. Anna była osobą żywą i spontaniczną ale nie doceniającą powagi wojennej sytuacji. W Tarnowie na rynku spotkała jednego z podkomendnych męża, który nazajutrz przyniósł jej plik ulotek, informując, że organizuje się konspiracja. To była jesień 1940 roku. Niestety, ów ppor. Dzerowicz został aresztowany i tak torturowany, że podał nazwisko Anny, wobec czego w październiku 1940 r., została aresztowana u babci Julii wraz, z przebywającymi w mieszkaniu przy ul. Zamkowej, 24-letnim Tadeuszem Gonciarczykiem, absolwentem szkoły handlowej oraz przybyłym właśnie w celu wyjazdu na wieś po zaopatrzenie – wujem Antonim Wypiórem, nauczycielem ze Sląska.

Dnia 4 grudnia 1940 r. do mieszkania przy ul. Urszulańskiej 9, gdzie mieszkała Waleria z córką i małym Władziem, przybyło znów gestapo, tym razem po Walerię. Jeszcze tego samego dnia została skonfrontowana z podporucznikiem z Równego, który zresztą jej nie znał i nic nie mówił w czasie konfrontacji, gdyż był bardzo skatowany. Tej samej nocy powiesił się.

Przeprowadzono dokładną rewizję (potem okazało się, że plik ulotek, które Anna przyniosła, znalazł się pod dywanem).W mieszkaniu nie było tylko starszego syna Anny, gdyż wyjechał na wieś po artykuły żywnościowe. Wobec próśb Walerii, by gestapowcy zostawili dzieci w spokoju, bo są niepełnoletni, Halinka spontanicznie powiedziała: „Mamo, nie proś tych drani”. Rozumiejący język polski gestapowiec powiedział, że kiedy skończy 18 lat to przyjdzie znów (przez jakiś czas dopóki nie znalazła sobie pracy, prześladował ją, chodząc za nią na ulicy).

Waleria przez 3 dni trzymana była w piwnicy budynku przy swojej kamienicy, przesłuchiwana i bita, bez jedzenia i picia.

W mieszkaniu została sama 15-letnia Halinka z 10-letnim Władziem Jęgletem (starszy brat w zamian za pracę w gospodarstwie, przebywał na wsi). Mimo to, gestapo jeszcze kilkakrotnie powracało i dokonywało rewizji, niszcząc piec, w którym spodziewali się znaleźć radiostację. Po niemal roku dopełniła się groźba owego gestapowca, że jeszcze powróci. Wyrzucili z mieszkania wszystkie meble, rzeczy, książki na ulicę. Halinka zobaczywszy to usiadła na tych rzeczach i zaczęła rozpaczliwie płakać. Zobaczył ją przejeżdżający ulicą woźnica i zapytał co się dzieje. Gdy mu opowiedziała, spytał tylko gdzie jej zawieźć rzeczy. Poprosiła by zawiózł do babci (drugiej żony ojca) na ul. Zamkową, gdyż poza nią, nie miała innych krewnych Ten nieznany człowiek wzruszony jej losem, przynajmniej sześć razy zabierał te rzeczy na wóz i zawoził na Zamkową. Tam Halinka z Władziem zamieszkała do końca okupacji a nawet do swojej matury w 1945 roku. Za tego woźnicę często się modli.

Przez kilka miesięcy obydwie siostry przebywały w tarnowskim więzieniu etapowym, skąd 12 września 1941 roku zostały wywiezione do obozu w Ravensbrück. Tam przestały być kobietami, ludźmi a stały się numerami. Waleria Wypiórowa otrzymała numer obozowy –7254, jej siostra Anna Jęglet – 7255.

Halinka Wypiór sama wymagająca opieki, starała się bardzo by jak najczęściej wysyłać matce paczki do obozu. Wolno było wysłać tylko raz na miesiąc. Czyniła to z wielkim wysiłkiem i staraniem. Wspomina, że ze zdobytej mąki, piekła chleb u pani Bossowskiej, która uczyła ją dopiero jak ma to robić. Mimo, że starała się posyłać także różne bardziej kaloryczne produkty, dochodziły tylko chleb i cebula. Resztę zabierały obozowe kapo.

W międzyczasie Halinka zaangażowała się w działającej tajnej Organizacji Harcerek, prowadzonych przez hufcową phm Janinę Zając. Po złożeniu przysięgi w katedrze wraz z kilkoma starszymi harcerkami pełniły służbę na różnych odcinkach, robiąc wszystko co było potrzeba. A więc wypiekała chleb w piekarni Malińskich przy ul. św. Anny, przez okres około miesiąca szyła bandaże wraz z Basią Patrońską z przyniesionych okrajków materiału. Ponad rok natomiast trwało liczenie – przy pomocy dzieci sąsiadów – transportów przejeżdżających na wschód przez most koło kościoła św. Trójcy w Tarnowie z wojskiem niemieckim, także tych wracających poranionych z frontu. Była to w/g nich nudna i żmudna czynność. Raport składały druhnie Janinie Zakrzewskiej (przedwojennej hufcowej dla drużyn młodszych i zuchowych).
Inną sytuację miały więźniarki w Ravensbrück. Przerzucone nagle w skrajnie trudne warunki; katowane, bite, głodzone, w warunkach przewidzianych do szybkiego ich unicestwienia, nie zawsze mogły się dostosować, a tym bardziej zachować nadzieję na odzyskanie wolności.

W okrutnych warunkach obozu, musiały sobie jakoś pomagać by przetrwać. Przecież wierzyły, że kiedyś wojna się skończy i wrócą do domów. Tej wiary udzielała im niesłychanie ofiarna służba wielu więźniarek, zwłaszcza harcerek zorganizowanych przez tarnowiankę uczącą na Śląsku – Józefinę Kantor. Atmosfera założonej przez nią drużyny harcerskiej „Mury”, jej struktura ( zastępy „Cegły”, Woda”, Piasek”, „Żwir”, „Fundamenty”, „Kielnie” „Kamienie”) – hasło: „Trwaj i innym pomóż przetrwać”.
Uroczystości religijne prowadzone przez „proboszcza w spódnicy” czyli Józefę .Kantor i solidarne gesty pomocy, pozwalały przetrwać. Wyrabiały np. różne drobiazgi, które dawały Niemkom w zamian za leki przeciwko gorączce dla chorych.

Członkinią drużyny „Mury” była też Waleria Wypiórowa, której harcerska dusza szybko zespoliła się ze szczególnie doświadczonymi, zwłaszcza „królikami”. Oprócz udzielanej w miarę możności pomocy innym, prowadziła, zwykle w niedziele, tajne nauczanie w zakresie literatury i historii.

Zdjęcie swojej córki Halinki, stęskniona matka nosiła pod pasiakiem na piersiach, w specjalnie zrobionym futeraliku, który też przetrwał do dzisiaj w archiwum rodzinnym.

Anna – radziła sobie w inny sposób; była zatrudniona w kuchni i miała większą szansę przeżycia.

Podczas ewakuacji obozu pod koniec wojny w czasie jednego nalotu, gdy Niemcy otoczyli się więźniarkami na zewnątrz idącej kolumny, duża ich grupa zdołała odłączyć się i wrócić na linię frontu, co wprawdzie groziło wiadomym skutkiem ale dawało nadzieję na „wyzwolenie” i ucieczkę. Pod przewodnictwem dzielnej Polki, Stanisławy Schoememan, 60-osobowa grupa kobiet odłączyła się i wróciła na linię frontu. Wśród nich były siostry: Waleria Wypiórowa i Anna Jęglet. .

Pokonując wiele trudności i strach przed żołdakami sowieckimi, dokonującymi gwałtów na spotkanych kobietach, dotarły 15 maja 1945 r. do Tarnowa.
Jęgletowie – po scaleniu całej rodziny zamieszkali w Opolu, gdzie Michał Jęglet był pracownikiem przemysłu cukrowniczego. Ale po śmierci obydwoje „wrócili” do Tarnowa i spoczywają na Starym Cmentarzu.

Waleria otrzymała mieszkanie od prezydenta Eugeniusza Sita przy ul. Wita Stwosza w „kamienicy Rodzińskiego.” Mimo krańcowego wyczerpania już 1 czerwca podjęła naukę w Szkole Podstawowej im. ks., St. Konarskiego. Niestety, ogromne wycieńczenie organizmu nie pozwoliło jej uprawiać długo umiłowanego zawodu.
Odeszła w wieku 48 lat 12 października 1948 r., zadbawszy jeszcze o dobrego męża dla swej jedynaczki. Był nim Mieczysław Fistek (ur. 9 XII 1921- zm.15 V 1992) syn Władysława i Wiktorii z d. Krakowska. Pochodził z rodziny kupieckiej. Po śmierci matki i aresztowaniu oraz śmierci ojca w Auschwitz, wychował i wykształcił siedmiu swoich młodszych braci. Sam też uzyskał dyplom magistra ekonomii. W trudnych latach PRL-u założył na podwórku własnego domu „hutę” szkła, która z czasem potrafiła utrzymać całą rodzinę. Halinka mimo obowiązków macierzyńskich, ukończyła także we Wrocławiu studia rolnicze.
Halinka i Mieczysław Fistkowie mają troje dzieci: Marka, Marię i Annę.
Państwo Fistkowie angażowali się bardzo w różne sprawy społeczne, religijne, harcerskie, wspomagając hojnie także finansowo.

W 1983 r. zaprosili na własny koszt do Tarnowa, kilkunastoosobową drużynę harcerek „Mury” wraz z jej drużynową hm Józefiną Kantor. Byłe więźniarki bowiem nadal utrzymywały kontakt z sobą, organizując coroczne pielgrzymki na Jasną Górę. Zacne Druhny z „Murów” gościły w Tarnowie w dniach 16 i 17 kwietnia 1983 r., mieszkając w hotelu „Tarnovia”. Po radosnym powitaniu na dworcu przez młodzież harcerską, zaproszone na kominek do Komendy Chorągwi, opowiadały młodzieży swoje przeżycia z Ravensbrück.
To spotkanie zaowocowało potem stałym zaproszeniem przez Państwa Fistków na coroczny, często wielotygodniowy, pobyt w ich uroczym „Domku Hali” w Piwnicznej-Kosarzyskach. Przez 25 lat „ravensbriczanki” radośnie cieszyły się sobą, pięknem sądeckiej ziemi, gościnnością gospodarzy. W kronice „Domku Hali” pozostały entuzjastyczne wpisy, dziękczynne życzenia i świadomość harcerskiego braterstwa.

Halina z Wypiórów Fistkowa zmarła 22 września 2017 r. Spoczywa w grobowcu wraz z mężęm na Starym Cmentarzu w Tarnowie.

Historia „Murów” nie została zapomniana.
Dnia 22 stycznia 2017 r. prawnuk Walerii Wypiórowej , Michał Książek zorganizował w sali Teatru im. L. Solskiego specjalny koncert pt. „MURY”, w którym wraz z zaprzyjaźnionym zespołem muzycznym przekazał licznie zgromadzonej publiczności oraz kilku córkom „ravensbriczanek”, fakty niemieckiego okrucieństwa i polską odpowiedź na tamte bestialstwa. Pamięć i przebaczenie.
https://www.youtube.com/watch?v=_HGdktRg4n0

Źródła:
Relacja Haliny z Wypiórów Fistkowej złożona autorce 16 III 2017 r.
Archiwum Narodowe Oddział Tarnów, Varia 111 – odbitki z Archiwum MSW w Warszawie
Serca niezagasłe, Wspomnienia więźniarek z Ravensbruck, Warszawa 1975 (fotografie)
W. Kiedrzyńska, Ravensbruck, kobiecy obóz koncentracyjny, Warszawa 1965 wyd.II.
J. Kantor, „Mury” – harcerska konspiracyjna drużyna w Ravensbruck, wspomnienia,
Katowice 1986
D. Brzosko-Mędryk, „MURY w Ravensbruck, Warszawa 1979
P. Kucharczak, Czuwaj albo giń W: Gość Niedzielny” 15 V 2005

Przypisy:
1 Anna Jęglet po powrocie do Tarnowa, dostała wraz z rodziną mieszkanie w budynku wodociągów. Mieszkali tam około pół roku po czym wraz z mężem, który ich odszukał, wyjechali do Opola i tam zmarli Anna 31.05.1983 a mąż.- kawaler Virtuti Militari – który przez okres wojny przebywał jako jeniec w Woj. Oflagu w Woldenbergu zmarł 9.06.1988. W Opolu pracował w przemyśle cukierniczym. Obydwoje z żoną pochowani są na Starym Cmentarzu w Tarnowie.
————-
Tekst autorstwa dr Marii Żychowskiej opublikowany w Roczniku Tarnowskim nr 22-23, 2017-2018, str.: 84-87, udostępniony za zgodą redakcji Rocznika Tarnowskiego i Autorki