„Barbara z Ravensbrück”

Fragment książki, w przygotowaniu, o Barbarze Cieluch (ojciec zmienił Jej nazwisko na Cielecka). Barbara była więźniarką KL Ravnsbrück (więziona w obozie od 1942 do 1945 roku, nr obozowy 11097).
Książka jest autorstwa córki Kristiny Mejlby (Krzysztofa Elżbieta Rombowska). Jej ojciec Aleksander, historyk, zmienił nazwisko z Rosenberg na Rombowski. Krzysztofa, zmieniła imię i nazwisko na: Kristina Rosenberg Mejlby. Barbara i Kristina mieszkają w Danii, w Aarhus, od 46 lat. Barbara obecnie przebywa w Domu Opieki.

Barbara Cieluch (po mężu: Rosenberg) urodziła się 10 września 1924 roku w Węglewicach, koło Wielunia. Pracowała w tkalni. W czasie wojny pracowała w Berlinie. Nie mogła zaakceptować pracy dla Niemców. Uciekła pierwszy raz i za to została osadzona w więzieniu we Wrocławiu, na Klęczkowskiej. Za drugim razem, jak pracowała u Niemców, otwarła kurki z gazem. Nie chciała służyć „Szwabom.” Za ten czyn została aresztowana i uwięziona dwa razy. Do Ravensbrück została wywieziona z więzienia na Alexander Platz w Berlinie. W obozie była więziona trzy lata, do ewakuacji (wyzwolenia). Obóz opuściła 23 lub 26 kwietnia 1945 r.

„Mama pamięta nastroje, kolory, tkalnię gdzie pracowała, koleżanki: Hankę Sienkiewicz („króliczka”) i Maję Berezowską (malarkę)”

Barbara Cielecka po powrocie z obozu (styczeń 1946 r.)
Barbara Cielecka po powrocie z obozu
(styczeń 1946 r.)

Rozmowa córki z Matką Barbarą
„Mamo! Dzisiaj chcę porozmawiać o Twoim życiu w obozie koncentracyjnym. Widziałaś tam SS-manów i SS-manki?
„Tak! Oni stali tam obok naszych długich bloków. Było ich 20, 30, 50, nie pamiętam dokładnie. Mieli przy sobie duże psy i czekali żeby pójść do pracy. 90 procent z nich pracowało poza obozem. Na terenie obozu pozostawało tylko kilku SS-manów. Ci co pozostali, pilnowali nas więźniów. I ich akurat widziałam jak szłam tą długą drogą na apel poranny.”
„Jak często wzywało się więźniów na ten apel?”
„Dwa razy dziennie!”
„Gdzie to się działo?”
„Na takim dużym placu!”
„Jakie miałaś widoki, mama, jak tam szłaś?”
„Ta droga była długa, asfaltowa i zaczynała się już od budynku administracyjnego. Szłam na apel, odwrócona plecami do tego budynku. Po mojej lewej stronie widziałam parę lekarskich rewirów. O nich opowiadałam Ci niedawno. Potem pojawiły się normalne bloki, a następnie jeszcze jakieś inne budynki. A jeszcze potem była brama, wejście do szwalni. Potem znów inne bloki, prawdopodobnie domy medyczne, te rewiry, nie pamiętam dokładnie. Za tymi domami dostrzegałam codziennie gruby drut kolczasty.
„Drut kolczasty?”
„Tak. Co się snuł i był przeciągnięty naokoło całego obozu.”
„Widziałaś to wszystko po drodze na plac apelowy?”
„Tak. Kiedy plac się kończył, pokazał się bruk, połączony ze żwirową drogą.
Jak stałam na tym placu, to widziałam wiele bloków, też te baraki, pomiędzy którymi kiedyś zobaczyłam takie straszności!”
„O czym mówisz, mamo?”
„Nie pamiętasz? Ty mnie nigdy nie słuchasz! Powiedziałam ci już kiedyś, że pewnego dnia, kiedy szłam pomiędzy dwoma blokami, zobaczyłam tam poruszającą się plandekę. Kiedy ją podniosłam, zauważyłam poruszających się ludzi. Pod tym brezentem!”
„Ojej, mamo! Pamiętam mówiłaś, że dostałaś szoku! Patrząc się na ludzi tak potraktowanych, którzy poruszali się!
Moment, mama! Mam ochotę na wodę gazowaną!”

Z lodówki należącej do Domu Opieki, wyciągam jasnoniebieski pojemniczek, aby odkręcić srebrną zakrętkę. Gulgające dźwięki, płynące z mojego gardła, uciszają mój umysł i myśli o tych, których mama nazwała: „Pół-żyjącymi!”
Zauważam, że klatka piersiowa mojej matki, nie potrafi oddychać spokojnie. Wydaje dźwięki jakby była foczką.
Słyszę ponownie zachrypnięty głos, który pochodzi od mojej mamy:

„Asfalt kończył się bramą, myślę, która prowadziła do szwalni i tkalni, tam gdzie ja pracowałam codziennie. W pobliżu, na zewnątrz obozu, były małe firmy, ale nie pamiętam jak się nazywały.”
„Stałaś tam na placu i co się działo?”
„Tak! Stałam tam z twarzą zwróconą na drugą stronę ulicy, gdzie można było zobaczyć bloki. Jeden z nich był moim, tam gdzie mieszkałam.”
„Widziałaś z tego placu apelu twój własny blok?”
„Tak, łatwo mi to było zauważyć. Tam było wiele baraków, około dziesięciu i też kilka nowo wybudowanych bloków. Myślę że one były bez kanalizacji. Nigdy tam nie chodziłam, chociaż stały dwa metry od mego bloku. Bałam się ‘czarownic’ które błąkały się po okolicy. One wyżerały obierki kartoflane ze śmietników.”
„OK, mamo. Wracam z powrotem do tego apelu. Stałaś tam z wieloma innymi kobietami?”
„Tak. I liczyły nas te auzjerki, te SS-manki. Każdy blok miał jedną z nich dla siebie.”
„Oznacza to, że każdy blok miał swoją własną auzjerkę?”
„Tak. A oprócz tego, każdy blok miał własną sztubową i blokową.
Kiedy myślę o tym, kręci mi się taśma w głowie, taki film. Obrazy migoczą mi naokoło moich ślepych oczu.”
„Och, mamo!”
„Pamiętam, że stałam tyłem do rewiru, pamiętam, że był za bramą, która prowadziła do strefy przemysłowej, poza murami obozu. Szwalnie i tkalnie były w środku obozu. A obok była ta żwirowa droga, którą szłyśmy do pracy. Ja pracowałam w tkalni!”
„Co się tam więcej działo na tym placu?”
„Już ci mówiłam, że każdego ranka liczyło się wszystkich więźniów. Blokowe liczyły więźniarki ze swoich bloków. Jeśli liczba obecnych na apelu była za mała, stałyśmy i czekałyśmy wiele godzin. Tam stało wiele tysięcy więźniarek. Odliczano kobiety które były chore i pracowały po nocach.
Spacerowałam trochę po placu, razem z innymi. Jednego poranka jak tam stałam, myślę że to był listopad, było zimno, i nie miałam butów na stopach. Aż do listopada wszystkie miałyśmy bose nogi. Kiedy nadszedł termin, wtedy dostawałyśmy sukienki, żakiety i drewniaki.
Stare ubranie zabierali nam do prania.”
„Jak wyglądałaś, jak tam stałaś?”
„Pamiętam, że zawsze byłam świeżo umyta i że wszystkie polskie panie były piękne, z ładnymi, wyprasowanymi sukieneczkami.”.
„Dało radę prasowałaś ubranie tam w obozie?”
„Tak. Ja składałam sukienkę ładnie i podkładałam ją pod prześcieradło. Potem spałam na tym i w ten sposób została ta sukienka wygładzona.
Polki, które pracowały w kuchni, dostawały tam jedzenie i pozwolono im było korzystać z żelazek.”
„Jakie ubrania nosiłaś na co dzień, mamusiu?”
„Miałam sukienkę z krótkimi rękawami, też zimą.”
„Kto wam szył te ubrania?”
„Nie wiem, Krzysiuniu! Nie mieliśmy czasu aby chodzić po szwalniach, dostawałyśmy ubranie które już było gotowe. Tak coś mi się wydaje, że szwalnia, koło mojej tkalni, może nawet i szyła ubrania dla więźniów.”
„Stałaś tam na tym placu w swojej sukience i żakieciku?”
„Tak. Ale plac apelowy był zbyt zimny do stania dla stóp! Biłyśmy się po plecach, żeby się rozgrzać wzajemnie! Pamiętam jak podłożyłam kawałek gazety pod jedną stopę. Zanim zdążyłam zrobić podściółkę dla mojej drugiej stopy, dostałam po gębie!”
„Kto cię uderzył?”
„Jej nazwisko brzmiało Gierkowa, nie pamiętam jej imienia. Myślę, że tylko raz mnie waliła. Ta k….! Ona była Polką!”
„Polką? Maciej Rajewski powiedział mi, zaraz na początku naszych rozmów, że nie wolno pracować było Polkom w obozach koncentracyjnych.”
„Ale wszystkie blokowe, sztubowe, o których słyszałam i przeżyłam, były Polkami.”
„Jak zareagowałaś na zachowanie Gierkowej, jak ona cię uderzyła?”
„Czułam się poniżona tak często i dlatego potrafiłam to znieść!”
„Jak wyglądała Gierkowa?”
„Była wysoką, ciemną blondynką, pospolitą, nieciekawą kobietą. Możesz o niej napisać: „Kurwiszon!”

„Jakie były polskie dziewczyny?”
„Były przyzwoite, schludne i czyściutkie. Miały ładnie wyczyszczone buty.”
„Czy pamiętasz kolor drewniaków?”
„Tak. Były zrobione ze świńskiej skóry, szare i ziemiste w kolorze. ”
„Czy też tam byli mężczyźni, na tym placu apelowym?”
„Nie, tam były tylko kobiety”.
„O czym myślałaś jak tam stałaś?”
„Tylko myślałam o tym: żeby nie zmarznąć i żeby nie dostać kopniaka w d…!”

Fragment książki autorstwa Kristiny Rosenberg-Mejlby, córki Barbary
Fragment rozmowy można wysłuchać: