Hanna Walczuk 1930- 2021

Hanna Walczuk urodziła się 29 kwietnia 1930 roku w Warszawie.  W wieku 14 lat, wraz z rodziną została aresztowana podczas Powstania Warszawskiego w 1944 roku. Matka i ojciec zginęli w niemieckich obozach koncentracyjnym. Hanna została deportowana do niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Ravensbrück i osadzona w komendzie w Neubrandenburgu. Przebywała tam osiem miesięcy i wykonywała niewolniczą pracę, dwanaście godzin dziennie, w fabryce samolotów.

 Ze wspomnień Hanny Walczuk

 Aresztowanie, KL Ravensbrück

„…..Powstanie miało miejsce tam, gdzie mieszkaliśmy. Niemcy przyjechali do nas z Ukraińcami….. Potem musieliśmy iść dzień i noc. Pierwszą noc spędziliśmy na lotnisku. Tam też rozdzielano mężczyzn i kobiety. Ponieważ płakałam, pozwolono nam zostać z ojcem. To było najgorsze, bo mężczyzn wysłano do obozu koncentracyjnego. Przez cztery dni jechaliśmy bydlęcym wozem do Oranienburga pod Berlinem. Tam mężczyźni musieli wysiąść… my pojechaliśmy do obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Musieliśmy oddać wszystko….Pierwszą noc spędziliśmy na dworze na workach ze słomy pod plandeką. Następnego ranka otrzymałam numer 63745 i czerwony trójkąt z literą „P”. Czerwony trójkąt oznaczał „więzień polityczny”, a „P” – „Polak”. Odtąd nie miałam już nazwiska, ale byłam tylko numerem. …. obcięto nam wszystkie włosy. …była tylko jedna sukienka i jedna koszula. Ubrania były cywilne. Przyszyto na nich niebieskie paski, ponieważ brakowało wówczas rzeczywistego ubrania więźniów. Ponieważ nie było też drewnianych chodaków, mogliśmy zatrzymać własne buty. Barak był bardzo pełny. Na pryczy leżały cztery kobiety, a w baraku trzy łóżka piętrowe.” Z KL Ravensbrück do podobozu w Neubrandenburgu„…Byłam tylko trzy tygodnie w Ravensbrück, a potem przyjechałam do Neubrandenburga. Tutaj musieliśmy pracować w fabryce, ponieważ Niemcy byli teraz wszyscy na froncie. Pracowaliśmy codziennie od 6:00 do 18:00. Typowa codzienna rutyna wyglądała tak: wstawanie o czwartej rano, szybki apel, pięć kobiet w rzędzie i liczenie. Następnie maszeruj do fabryki przez pół godziny ze strażniczką i żołnierzem z bronią i psem. Szósta początek pracy. Miałyśmy tylko miskę i łyżkę. W fabryce dostawałyśmy pół litra zupy na dwanaście godzin…”„…Najgorsze było to, że nie miałyśmy okazji się umyć. Więc byłyśmy bardzo brudne, nie było mydła. Ubrania były pełne wszy…Światło zgasło wcześnie, w baraku nie było krzesła, była tylko przestrzeń między łóżkami….. Kiedy miałyśmy trochę czasu, modliłyśmy się lub śpiewałyśmy. Zbliżał się koniec wojny, jeszcze praca w Berlinie„…Gdy wojna dobiegła końca, przyjechaliśmy do Berlina jako robotnicy przymusowi i mogliśmy sami iść do pracy… Droga była bardzo długa, trzeba było iść pieszo, ale też jechać tramwajem i metrem. Nie dostaliśmy tam jedzenia. Dostaliśmy pół kawałka chleba na cały tydzień. Byłam tak głodna, że zjadłam wszystko w dwa dni. Po powrocie z fabryki pierwszy posiłek był o ósmej wieczorem, co było jeszcze gorsze niż w obozie koncentracyjnym. Pracowaliśmy w fabryce zbrojeniowej do budowy samolotów. Musiałam włożyć małe śrubki do pudełka, a następnie całą ramę wstawiałam do kąpieli kwasowej. Musiałam włożyć palce w kwas, paznokcie bardzo mnie bolały, wszystko było obolałe i owrzodzone i to było bardzo, bardzo bolesne. … zabandażowałam palce małymi szmatami… dostałam wrzodów na plecach. Jeśli byłaś chora, musiałaś zgłosić się do ambulatorium. Ale nigdy stamtąd nie wróciłaś. Chorzy ludzie byli rzeczami niepotrzebnymi, zbytecznymi. Chciałam tego uniknąć…” Wyzwolenie„…26 kwietnia 1945 roku zostaliśmy wyzwoleni przez Rosjan w Berlinie. Przyszedł żołnierz i powiedział, że wojna się skończyła i możemy wrócić do domu. Strażników już nie było. Długo szliśmy pieszo: 143 km do Küstrin, a potem pociągiem przez Poznań do Warszawy…” W powojennej Warszawie„…W Warszawie natknęłam się na obcych. Kobieta powiedziała: możesz zostać, dopóki nie znajdziesz ponownie swojej rodziny. Nasz dom został spalony. Nie znałam nikogo, kto wiedziałby cokolwiek o mojej rodzinie. Po trzech dniach spotkałam ciotkę na ulicy, mieszkała w piwnicy i byłam z nią przez dwa tygodnie. Po tym, jak sprzedaliśmy wszystko, co miała, powiedziała: ​​nie mogę cię już karmić. Musisz znaleźć kogoś, kto cię nakarmi. Nie wiedziałam, co z resztą rodziny…Słyszałam… że mój brat wrócił z Niemiec. Był ode mnie starszy, był lekarzem i pracował przymusowo w firmie Kruppa w Essen. Tam było trochę lepiej…” Spotkanie z siostrą i nauka krawiectwa„…Szukaliśmy piwnicy i mieszkaliśmy w niej…odnalazłam swoją siostrę, która jest o 22 lata starsza (pochodzi z pierwszego małżeństwa). Przed atakiem Niemców skończyłam 7 klasę. A teraz musiałam nauczyć się zawodu. Byłam z siostrą i pomagałam w …pracach domowych, a wieczorem pozwolono mi haftować. To było naprawdę miłe. Moja siostra była krawcową, nauczyła mnie tego zawodu. Zarobiłam na tym pieniądze, a potem kupiłam fajny materiał… uszyłam z niego swoją pierwszą sukienkę. Potem skończyłam się uczyć i miałam dobrych klientów. Spotkanie przyszłego męża Zygmunta„..Później spotkałam młodego mężczyznę….chcieliśmy się pobrać, ale nie mieliśmy mieszkania. Mieszkał w parku na terenie dawnego getta. Powstawały tam budynki z mieszkaniami państwowymi. Z Zygmuntem szłam na plac budowy w nadziei, że dostaniemy własne mieszkanie. W końcu dostaliśmy jednopokojowe mieszkanie z kuchnią, w którym mieszkała również jego mama. Była dobrą teściową, a ja byłam jak jej córka. Dopiero na krótko przed ślubem dowiedziałam się, że jak miał 10 lat był z matką w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Był z mężczyznami w obozie, a ona w obozie dla kobiet. Potem dużo o tym rozmawialiśmy. Dziś mam córkę i dwoje wnucząt. Córka jest malarką i odnawia stare obrazy. (…) „ Rozmowy o wojennych przeżyciach„…Nie mogliśmy rozmawiać z nieznajomymi, nie mieliśmy na to siły. To stało się możliwe dopiero po latach…

Jako Świadek Pani Hanna Walczuk uczestniczyła w rozmowach z uczniami w Polsce i w Niemczech, dając świadectwo.

Przytoczone fragmenty wspomnień Pani Hanny Walczuk pochodzą z  rozmowy w języku niemieckim z uczniami w Starkenburg-Gymnasium Heppenheim 1 września 2010 r.:

https://bistummainz.de/gesellschaft/aktuell/nachrichten/nachricht/Hanna-Walczuk-00001/

Post scriptum

Pani Hanna Walczuk, doczekała chwili kiedy mogiła na cmentarzu w Neubrandenburgu, gdzie spoczywały Jej zmarłe lub zamordowane obozowe koleżanki, przestała być bezimienna. Odzyskały tożsamość. Dzięki staraniom Arkadiusza Szlachetki, prawnuka byłej więźniarki Marii Ratajczak, 8 marca 2008 r. odbyły się uroczystości w Neubrandenburgu, w czasie których nastąpiło odsłonięcie tablicy z nazwiskami Więźniarek różnych narodowości, które zmarły w latach 1944-1945 w podobozie obozu Ravensbrück znajdującym się w Neubrandenburgu. Wśród których były 43 Polki. Świadectwo Pani Hanny Walczuk przyczyniło się również do powstania wystawy „Dzielne Kobiety z Neubrandenburga”, której wernisaże odbyły się w wielu miastach Polski. „Echo ich głosów nie zamilknie”

Pogrzeb śp. Hanny Walczuk odbędzie się w piątek 29 stycznia 2021 r. o godzinie 13:00 w kościele pod wezwaniem  Grzegorza Wielkiego, ul Wolska 180 w Warszawie.

Nie mogąc uczestniczyć w pogrzebie, zapewniamy o naszej modlitwie w intencji zmarłej.

Rodzinie Zmarłej składamy z głębi serca płynące kondolencje.